poniedziałek, 23 kwietnia 2018

1. Do utraty tchu

     Biegłam ile sił w nogach. Wszystko co mijałam wydawało się nieistotne. Wszelkie dźwięki były jakby odległe, mijający ludzie wydawali się nie istnieć i nic nie było w stanie skupić mojej uwagi. Chciałam biec ile sił w nogach, żeby tylko wyrzucić z myśli to co przed chwilą usłyszałam.

     Pokój w którym się znalazłam, miał być najprzyjemniejszym miejscem dla leczących się tu dzieci, dla mnie jednak wydał się ponury. Gdybym to ja leżała w tym szpitalu jako dziecko, zapewne nie zaglądałabym tu, nigdy nie lubiłam niczego co miało mi coś imitować, zastąpić. Niby znajdują się tu zabawki i gry, które mogą umilić czas malcom, ale jednak nie ma nic lepszego jak własny pokój i własne zabawki.
     - Witaj, Riley - Kobieta siedząca na kanapie skinęła głową na powitanie, po czym wskazała ręką miejsce naprzeciwko siebie. Dopiero gdy je zajęłam, odezwała się ponownie. - Nazywam się Izabela i od tej pory będę twoim psychologiem moja droga.
     - Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, żeby była mi pani potrzebna, chcę tylko dowiedzieć się co się tutaj dzieje i wyjść stąd w końcu z moją rodziną. - Warknęłam nie będąc zdolna do panowania nad sobą.
     - Czyli jednak, mam wrażenie, że nie będzie tak łatwo. - Jej uśmiech wydał mi się wymuszony i nieszczery. Nie lubię takich ludzi, bardzo.
     - Może mi pani po prostu powiedzieć co się stało i mnie stąd wypuścić? Chcę w końcu zobaczyć rodziców i siostry. - Zapewne Izabela i tak ma już plan jak zemną rozmawiać i co kiedy mi powiedzieć, ale nie zaszkodzi spróbować, co nie?
     Chwila w której taksowała mnie wzrokiem dłużyła się, zamieniała w wieczność. Czułam się duszona przez tą niewiedzę. To tak, jakby ktoś wrzucił cię do zbiornika z wodą i przytrzymywał na samym jego dole, obiecując, że dostarczy ci butlę z tlenem, zanim jednak to zrobi, posiedzi przy zbiorniku i poobserwuje jak wygląda tonący człowiek.
     Mimo, że to dopiero początek mojej rozmowy z nią, mam ochotę płakać, wyć jak jeszcze nigdy w życiu. Czemu nikt mi nic nie mówi?!
     - Riley, opowiedz mi proszę ile pamiętasz. Muszę poznać twoją wersje wydarzeń i spisać ją, zanim cokolwiek ci się pomiesza od informacji które ode mnie otrzymasz. - Tym razem jej spojrzenie wydawało się łagodne, kryła się też w nim znienawidzona przeze mnie nutka żalu.
     Milczałam. Nie po to, żeby zrobić jej na złość. Po prostu musiałam wszystko poukładać sobie w głowie po praz tysięczny, żeby przy opowiadaniu zachować zimną krew, nie dopuszczać do siebie najgorszego i nie płakać.

     Cały czas biegłam. Coś się jednak zmieniło. Zaczęły docierać do mnie obrazy z otoczenia, mój mózg najwyraźniej nie był już tak wyłączony. Coraz dokładniej rejestrowałam wygląd drzew które, mam wrażenie, minęłam dziś kilkukrotnie. Czułam też rosnące zmęczenie i coś jakby dziwne swędzenie między łopatkami.
     Słyszałam też jakieś słowo. Dziwny głos w głowie podpowiadał mi, że nie dochodzi ono z mojego wnętrza, postarałam się więc w końcu trochę skupić. Dalej biegnąc usłyszałam wyraźnie jak ktoś woła za mną "stój". Sama nie wiem czemu, ale tak też zrobiłam, po prostu zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam, po czym zaraz zakryłam twarz rękami, aby uniknąć zderzenia z górą.
     Ktoś pochwycił mnie z ramiona i trzymając mnie w stalowym uścisku obrócił się wokół własnej osi.
     - Ale nie tak gwałtownie! - Poczułam jak uścisk robi się coraz luźniejszy, aż w końcu ramiona w okół mnie znikają.
     Przez chwilę, dosłownie ułamek sekundy, zapragnęłam krzyczeć, żeby ten ktoś już zawsze tak mnie trzymał.
     Stałam teraz na przeciwko "góry", czyli wysokiego, umięśnionego blondyna. O dziwno zarejestrowałam też, że ma niezwykłe złote oczy i jest realnie przystojny - realnie, czyli w moim rozumieniu po prostu nie poprawiany czy nie idealny, o prostu przystojny.
     Zaraz zbeształam się w myślach za to, że w ogóle byłam w stanie pomyśleć o czymś takim.
     - Wiesz, ja też uwielbiam biegać, ale na następny raz, kiedy najdzie cię ochota na skatowanie się kilkunastoma kółkami załóż przynajmniej coś wygodniejszego od dżinsów. - Popatrzyłam na niego krzywo, dalej jednak wyszczerzał zęby w szerokim uśmiechu.
     Spocone pasemko grzywki opadało mu na czoło, utkwiłam wzrok właśnie w tym punkcie jego twarzy.
     - Mówię ci poważnie, zrób teraz kilka wolniejszych kroków, zobaczysz jak się lepisz. - Nie wiem jakim cudem udało uśmiechnąć mu się jeszcze szerzej.
     - Kim jesteś i czego w sumie chcesz? - Zdobyłam się na spojrzenie mu w oczy. Złoto w jego tęczówkach wydawało się być płynne. To właśnie jeden z tych płynów z którego ciężko się wydostać po zagłębieniu, śliczny, ale gęsty i wciągający coś jakby złote ruchome piaski zamienione w ciecz.
     - Och, oczywiście - Widać było, że chwilowo odpłynął gdzieś do krainy swoich myśli - Nataniel, w sumie faktycznie dziwnie wyszło, obcy facet cie zaczepia, poucza i nawet się nie przedstawi na wstępnie. - Milczałam, w związku z czym zaczął mi się dokładnie przyglądać. - Teraz powiesz mi przed czym uciekasz? - Wyciągnął do mnie dłoń.
     Uścisnęłam ją i przytrzymałam studiując widoczne zniszczenia.
     - Riley - W końcu uwolniłam jego rękę. - Biegnę, bo mam nadzieję, że zmęczy mnie to tak bardzo, że zasnę a po obudzeniu moje życie wróci do normalności.
     Powaga na jego twarzy tak bardzo mu nie pasowała, automatycznie sprawiał wrażenie kogoś starszego, kto przeszedł w życiu już zbyt wiele.
     - Tak więc miło cię poznać, Riley.

     Ile pamiętam, tak? Wzięłam głęboki wdech.
     - Tego dnia jechałam z rodzicami i Melanią do stolicy, żeby zobaczyć otwarcie drugiej restauracji matki. Klementyna była na obozie, kolejnego dnia miała wracać, tak więc nie było jej z nami - Na całe szczęście, dodałam w myślach. - Jechaliśmy główną drogą. Melanie szczebiotała oczywiście o swoich ocenach i koleżankach. Pokłóciłyśmy się o to. Chwilę później usłyszałam dźwięk jakby zgrzytania metalu o metal, wtedy jakoś mi to umknęło, ale teraz jestem pewna, że słyszałam też huki.  Tata zaklął, skręcił mocno w lewo. Zobaczyłam zderzające się samochody, kilkanaście, może więcej. Cały ten ich łańcuch zbliżał się w naszą stronę, mama chyba nie zapięła pasów, wiem, że mocowała się z nimi. Uderzyliśmy w drzewo. -Przełknęłam zalegającą mi w gardle gule.- Tyle pamiętam. Nie wiem co działo się później ze mną, czy z kimkolwiek z naszej rodziny.
     Izabela chwilę milczała. Przejrzała swoją teczkę z dokumentami i położyła przede mną zdjęcie Klementyny. Było zrobione w dzień w którym jechała na obóz.
     - Czy to jest twoja siostra? - Przysunęła zdjęcie jeszcze bliżej.
     - Tak, Klementyna. - Zadrżały mi dłonie. Czemu pyta mnie o Klementynę w taki sposób? Co się tu dzieje?
     - Riley, reszta zdjęć które mam ci pokazać może być dla ciebie wstrząsem, rozumiesz? - To był bardzo stanowczy ton, jeden z tych które mówiły, musisz przez to przejść i zachować się jak dorosła, coraz bardziej bałam się tego co miałam usłyszeć.
     Skinęłam tylko głową.
     - Riley, tego dnia trafiłaś nieprzytomna do szpitala. Twój tata i Melania też tu są. Melania jest przytomna, ma jednak złamaną nogę i skrzywienia kręgosłupa, szczęście w nieszczękaniu jest takie, że najpewniej skończy się to tylko na gorsecie ortopedycznym. Od jej strony uderzyło w was auto, na szczęście z niedużą prędkością, bo kierowca hamował. - Podsunęłam mi zdjęcie naszego zgniecionego od przodu i lewego boku, czarnego Hyundaia Elantra. Rodzice kupili go chyba ze trzy miesiące temu. - Z tego co mi wiadomo chce on się z wami spotkać. Póki co szacuje się, że Melania dostanie około pięćdziesięciu tysięcy funtów odszkodowania - Zrobiła krótką pauzę, sięgnęła po dwa plastikowe kubki i nalała do nich wyciągniętą chwilę temu z torby wodę mineralizowaną. Jeden z kubków przesunęła w moją stronę. Nie napiłam się. Skrzywiła się lekko wyciągając przede mnie kolejne zdjęcie. Melania  leżała na szpitalnym łóżku, nogę oczywiście miała w gipsie, twarz spuchniętą i obitą.- Twój tata,widzisz tutaj sytuacja się skomplikowała. Ma pęknięcie śledziony pierwszego stopnia, wiem, że brzmi to paskudnie jednak wcale nie jest aż tak groźne, mogło być gorzej. Złamał też prawy obojczyk, obie nogi i miał wstrząs mózgu, obecnie jeszcze się nie obudził i niewiadome jest kiedy to nastąpi, prawdę mówiąc lekarze nie dają mu zbyt wielkich szans. - Mimowolnie łzy popłynęły mi po policzkach, pociągnęłam solidny łyk wody z plastikowego kubka. Izabela podała mi zdjęcie mojego taty. Zrobione przez szybę jednej ze szpitalnych sal. Wyglądał okropnie, cały posiniaczony, podłączony do wielu urządzeń, których nazwać nawet nie umiem. - Twoja mama Riley, niestety nie udało im się jej uratować. Zgon nastąpił na miejscu, najpewniej zaraz po uderzeniu w drzewo. Samochód się zgniótł i zmiażdżył jej nogi oraz wiele organów wewnętrznych.
     - Ale jak? Co? - Starałam się poukładać sobie wszystko w głowie. - Co stało się z Klementyną? - Zapytałam, przypominając sobie jak pokazana mi jej zdjęcie.
     - Klementyna przebywa w pogotowiu opiekuńczym. Wie już o wszystkim. Trochę się zamknęła w sobie ale mimo wszystko współpracuje chc...
     - A co teraz stanie się z nami trzema?! - Przerwałam jej wypowiedź. Stanęłam naprzeciwko stolika i mocno uderzyłam w niego otwartymi dłońmi, opierając się tym samym.
     - Póki co umieścimy was w pogotowiu opiekuńczym, zaraz po tym najpewniej przeniesiemy was jak najszybciej do domu dziecka gdzie będziecie czekać na obudzenie się waszego ojca.
     - O ile się obudzi?!
     - Riley, uspokój się, obudzi się.
     - Skąd ty kurwa możesz to wiedzieć?! - Wykrzyczałam ostatnie pytanie, po czym nie przejmując się tym co stanie się z moimi rzeczami, wybiegłam z pokoiku.
     Biegłam przez korytarz szpitalny, ktoś chyba krzyknął coś o jakimś zakazie, nie zrozumiałam, w tamtej chwili moje zmysły chyba się wyłączyły.

     - Chcesz mi opowiedzieć co się stało? - Nataniel podał mi butelkę wody, odkręciłam ja po czym na raz opróżniłam ponad połowę.
     - Więc zaczęło się od otworzenia przez moją matkę nowej restauracji w Londynie....-Zamilkłam w pół zdania. Sama nie wiem czemu od razu z taką łatwością zaczęłam po prostu paplać, nigdy nie miałam przecież w zwyczaju nieostrożności.
     - Coś nie tak? - Przekrzywił głowę, a jego blond loczki znów wpadły mu do oka.
     - Po prostu, chyba jednak nie chcę się zwierzać komuś kogo nie znam. Wybacz. - Obserwowałam jego reakcje, na prawdę przydałaby mi się tutaj Debra, tylko z nią mogłabym o wszystkim normalnie pogadać.
     - Och, no tak, nic dziwnego. - Tym razem o dziwno się nie uśmiechnął. - To może coś bardziej neutralnego? Ile masz lat?
     - Niedługo kończę szesnaście, jeszcze coś koło trzech tygodni. A ty?- Czułam, że ta rozmowa prowadzi donikąd, w sumie nawet nie bardzo chciało mi się gadać w tym momencie.
     - Siedemnaście. Teraz zaczynasz liceum, tak?
     - Yhym. - Mruknęłam a przed oczami pojawił mi się obraz wszystkich moich znajomych, którym teraz w nowej szkole jakoś będę musiała wytłumaczyć moją sytuację. Coś mi podpowiada, że na szczycie to ja już nie będę nigdy w życiu...
     - Jakieś plany co do szkoły?
     O proszę, czyta w myślach?
     - Jakieś tam są tylko, że sytuacja się komplikuje... Chyba muszę to zmienić zważając na to co dzieję się teraz w moim życiu.
     - Może zapisz się do mnie? Chodzę co Amorisa, skusisz się?
     Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
     - Wybacz Nataniel, czy jak ci tam na imię ale naprawdę nie jestem w nastroju - Wstałam i otrzepałam tyłek. - Całe moje życie właśnie się pierdoli i wcale nie mam ochoty teraz z tobą flirtować, dowiadywać się czegokolwiek na twój temat czy myśleć o szkole a teraz wybacz, wracam do szpitala. - Ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Wiem, że pewnie go zraniłam, nie jest to w moim stylu ale nie mam siły na nawiązywanie znajomości.
     Po kilku minutach szybkiego marszu stanęłam naprzeciw głównego wejścia do szpitala. Teraz nie byłam już w stanie zrobić kroku, nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
     I właśnie w tym momencie poczułam jak ktoś popycha mnie lekko. Odwróciłam głowę i ku zdziwieniu zobaczyłam za sobą Nataniela. Smutnego, ale nie obrażonego czy wkurzonego. Podeszliśmy do automatycznych drzwi.
     - Dziękuję. - Wyszeptałam odwracając głowię przez ramię w jego stronę.
     Skinął głową z poważną miną. Złoto w jego oczach znów sprawiało wrażenie ruchomego, zanim ruszyłam przed siebie w głąb szpitala zarejestrowałam jeszcze jak po policzku spłynęła mu samotna łza.
     Nie była złota.

*********************************************************************
Jeśli dotrwałeś do końca, dziękuję za Twój poświęcony czas. Mam nadzieję, że podoba wam się świat Riley.
Ciężko mi się pisało, nadal mam problem z opisem sytuacji, wierze jednak, że dacie mi czas na naukę.
Pozdrawiam cieplutko i do poczytania!
~Riley 

4 komentarze:

  1. Witaj!
    W końcu znalazłam czas i przeczytałam, to co zmalowałaś. Wybacz, że tak późno, ale nawet nie zauważyłam, że taki kawał czasu minęło. Cóż... dni lecą mi jak przez palce. No ale jestem i komentuje, tak jak obiecałam.
    Co mogę na początek powiedzieć? Bardzo mi się spodobało, jak opisujesz zdarzenia, łącząc po trochę teraźniejszość i przeszłość. Plus za mega pomysłowość. Nie ma tutaj takich suchych relacji ze zdarzeń, tylko naprawdę można się wczuć w bohaterkę. Wiadomo przecież, że nie zawsze ofiary wypadku pamiętają idealnie i dokładnie to co się stało. Podoba mi się bardzo złączenie Klementyny, Melanii i głównej bohaterki ze sobą. Wyłapałam również mamę Kasa jako najbliższą rodzinę i opiekuna dziewczyn. Może być ciekawie.
    Jedyne co mi się tak średnio podobało, to spotkanie Nata i Riley. Tak jakoś, nie wiem... Troszkę sztucznie to wyszło. Rozumiem zdenerwowanie, szok i smutek dziewczyny, bo jakby nie patrzeć prawie straciła rodzinę, ale ta łatwość w zwierzaniu się innym. Fakt ja sama coś podobnego zrobiłam, czego teraz trochę żałuję, bo z perspektywy czasu dostrzegam wszystkie błędy jakie zrobiłam, ale mniejsza. I samo zachowanie Nataniela. Dowiedział się o tragedii dziewczyny, ale nawet nie zapytał czy ma się ktoś nimi zająć, nie pocieszył jej zbyt, choćby nawet tymi głupimi słowami, że wszystko będzie w porządku, że dadzą sobie radę, że jej tata na pewno przeżyje... No nie wiem, cokolwiek. Tylko od razu wyjechał do niej z tekstem gdzie się uczy i numer telefonu. Po prostu trochę nie zachował się jak obca osoba, która tak na dobrą sprawę nie wie co zrobić i w ogóle...
    Mam nadzieję, ze choć trochę zrozumiesz mój chaotyczny wywód. Oczywiście nie krytykuję tego w złym sensie, tylko zwracam uwagę, gdzie było coś nie do końca dopracowane. Każdy kiedyś zaczynał, zdzierał kolana i popełniał mnóstwo błędów.
    Masz ogromny potencjał w tym opowiadaniu i będę niecierpliwie czekać na każdy kolejny rozdział, bo już na starcie mnie wciągnęłaś w świat Riley.
    Na koniec jeszcze chciałabym zwrócić Ci uwagę na kilka literówek, które gdzieś Ci tam się wplątały. Przeczytaj sobie na spokojnie jeszcze raz i na pewno je wyłapiesz.
    Tak ogólnie to bardzo mi się podobało i czekam na kolejne części. Życzę Ci mnóstwa weny i zapału do pisania <3
    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Dziękuję bardzo za ciepły komentarz i wytkniecie błędów, literówki zapewne poprawię, nie wiem tylko czy... powinnam w takim razie zmienić moment poznania Nataniela z Ril? Jest to początek więc w sumie mogę to zrobić, tylko czy jest to fair? Nie do końca radzę sobie właśnie ze zmianami w opowiadaniu, ktoś czyta jedno a potem coś się jednak zmienia... No cóż, myślę, że po prostu posiedzę nad tym jutro ;)

      Usuń
  2. Hejjj! :D
    Bardzo podoba mi się to, że ktoś zaczął pisać blog z flirtu (który jeszcze wygląda tak minimalistycznie i ładnie, jeju). Z mojej strony obiecuję tu wrócić i wyrazić swoją opinię w ciągu najbliższych dni. Pozdrawiam ciepło i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Bardzo dziękuję za ciepłe słowa moja droga! Aktualnie będę troszkę modyfikować pierwszy rozdział, więc w razie czego informuję o zmianach ;)
      Pozdrawiam cieplutko i cieszę się, że jesteś tu ze mną Lusiu ;*

      Usuń